środa, 30 sierpnia 2017

"Miłosne podchody" (Julia Quinn) - podsumowanie książki


Nie minął nawet tydzień od mojej (nadal wspominanej z niechęcią) przygody z "Bez serca" Martin Kat, a ja znów podstępem - i bardzo obiecującym opisem - zostałam na powrót zapędzona w świat staroangielskiego romansu... Cóż - do trzech razy sztuka*, jak to mówią, zaryzykowałam i... W sumie nie żałuję ;) Ciekawi?





Tytuł: "Miłosne podchody" - niefortunny tytuł tomu 4. z cyklu "Bridgertonowie" ;)

Autor: Julia Quinn

Gatunek (wg mojej oceny): komedia, romans, tajemnica

Podobne pozycje w moim repertuarze: 
- jakoś tak książka ta nieodmiennie kojarzy mi się z filmem "Kraina Jane Austen" (który gorąco polecam :P),
- "Bez serca" Kat Martin (którego z kolei NIE polecam) - podobna książka pod względem epoki, w której rozgrywa się akcja...



Fragment zapowiedzi: 

" Od jedenastu lat Londyn zaczytuje się dowcipnymi "Kronikami Towarzyskimi Lady Whistledown". Chłoszcząc ostrymi słowami, anonimowa autorka nie pomija nikogo z "towarzystwa", nawet takiej szarej myszki, jak Penelope Featherington. Cięte pióro skrupulatnie odnotowało jej fatalny debiut, i kolejne nieudane sezony. Wszyscy zachodzą w głowę kim jest "Lady" o języku ciętym jak brzytwa...
Tymczasem Penelope od lat skrywa w sercu niespełnioną miłość do Colina Bridgertona. Czy uda jej się zwrócić uwagę mężczyzny, który zawsze traktował ją równie uprzejmie, co obojętnie? (...)"




Ogólna ocena: 3/5
- fabuła: 2,5/5
- postacie: 3,5/5
- świat przedstawiony/opisowość: 2/5
- prowadzenie akcji: 3/5

MINUSY: 

- wątek miłosny bardzo rozwinięty, choć przedstawiony jako uroczy i nieporadny, a potem mocno erotyczny - jak w "mydlanym  ach-och romansidle" z kiosku, nic imponującego wśród powieści tego rodzaju...
- mnogość postaci - dobrze oddaje klimat tamtych czasów, ale też miesza w głowie,
- nieco trywialny problem główny i Największa Rozterka (piszę z dużych liter, bo bohaterka naprawdę była bliska łamania palców ze zgryzoty :P),

PLUSY:

- za sam cięty język i zabawnie skonstruowane sytuacje ta książka jest u mnie pretendentką do nobla,
- mimo że to z wyglądu "pusta komedyjka romantyczna" zdarzają się momenty, gdy trzeba mocno popracować głową...
- postacie z charakterem, które szybko budzą sympatię, w dodatku pisarze - bardzo fajny rozbudowany wątek dotyczący ich twórczości,
- fragmenty dzienników i artykułów urozmaicające czytanie,


  PODSUMOWANIE:

Czyli w sumie - nie było tak źle, mogło być gorzej itp. Nie jest to zła książka, nie jest też wybitna... A jednak "Miłosne podchody" dały mi kilka okazji, by serdecznie się pośmiać i poprawić sobie humor... Myślę, że w gorsze dni warto sięgnąć po coś takiego, żeby odegnać smutki. ;)

 

*jednak życzcie mi, żeby tego trzeciego razu już nie było...

2 komentarze:

  1. Oj, coś czuję, że ten trzeci raz jednak będzie. XD Ja za romansami nie przepadam (Kagehina i reszta zgrai to inna sprawa, okej?), więc i po książkę nie sięgnę, ale ciekawi mnie ten cięty język. B)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłam w sumie wrzucić kilka cytatów, ale niechęć do spojlerów wygrała... XD Może i będzie trzeci raz, ale tylko z tą serią, bo nieczęsto spotykam stare książki w takim stylu! :D

      Usuń